Zarzut pójścia na łatwiznę będzie uzasadniony.
Pani Aleksandra Jasieńska podsunęła mi dwa teksty, z którymi poza Ctrl+C i
Ctrl+V naprawdę nie trzeba nic robić, aby było śmiesznie (co nie znaczy, że
wesoło). Pokusie skopiowania i udostępnienia w całości jakoś się oparłem,
jednak ze znęcania się nad autorami nie zrezygnowałem.
Oba teksty dotyczą czegoś, o czym nigdy nie napiszę, że to
sport. Mam świadomość, że mogę się narazić na przykład Joannie Jędrzejczyk, ale
nie będę zmieniał poglądów na potrzeby tego felietonu. Wracajmy jednak do
rzeczy – autor tekstu wskazanego przez panią Aleksandrę donosił, że „Joanna Jędrzejczyk udanie obroniła tytuł”. Odetchnąłem z
ulgą, bo gdyby obroniła nieudanie – lub udanie nie obroniła – byłoby mi przykro
i być może dalej już bym nie czytał.
Atmosfera
musiała być bardzo napięta, ponieważ „żadna
z zawodniczek nie podała sobie ręki przed rozpoczęciem starcia”. Sobie, a co
dopiero rywalce. Gdy walka już się zaczęła, Polka musiała się bronić, bo „natychmiastowo
doskoczyła do niej Brazylijka”. Trochę się panie potarzały po podłodze – a
niech mu, autorowi, będzie, że w parterze – lecz „starcie szybko powróciło do
stójki”.
Gdy
przeczytałem, że Polka coś tam wykorzystała, „zadając kilka mocnych uderzeń w
swojej płaszczyźnie”, zacząłem się poważnie zastanawiać nie tylko nad
skasowaniem tego wpisu, lecz także porzuceniem blogosfery na zawsze. Podejmę
jednak to ryzyko w nadziei, że nie mam wspólnej płaszczyzny z Joanną Jędrzejczyk.
„Automatycznie z rozpoczęciem drugiej
odsłony Gadelha ruszyła do przodu”. Brawo dla trenera, że tak zaprogramował
swoją zawodniczkę. Inni szkoleniowcy tłumaczą, wyjaśniają, powtarzają,
przypominają, a one i tak robią wszystko po swojemu. Tymczasem Gadelha, proszę
bardzo, rusza jak automat. Co na to Jędrzejczyk? Żeby (oczywiście udanie!)
obronić tytuł, po przerwie „zaczęła wcielać w życie porady swojego narożnika”.
Im bliżej końca walki, tym Brazylijka „przyjmowała
coraz większą ilość ciosów”. Czy od autora tak wybitnego utworu dziennikarskiego
powinienem wymagać odróżniania rzeczowników policzalnych i niepoliczalnych?
Jeśli nie, to przepraszam. Wracamy do relacji. Gadelha „nie robiła dosłownie
nic, aby zwyciężyć tę rundę”. Przypomnę, że zwyciężyć (pokonać) można
przeciwnika, natomiast rundę wygrać.
Zanim
podam kilka przykładów wyjętych żywcem z drugiego tekstu nadesłanego przez
panią Aleksandrę Jasieńską, przedstawię jej uwagi:
„Rozumiem, że to sport dla wybranych
odbiorców, ale dlaczego także dla specyficznie dobieranych komentatorów? Taka
grafomania powinna być ścigana z urzędu. Tylko nie wiem, czy dziś jest jeszcze
jakiś urząd, który umiałby dostrzec głęboko antypolski wymiar akurat takiej
działalności dziennikarskiej”.
Zamiast pisać odpowiedź dłuższą niż
„Całkowicie się z panią zgadzam!”, zacytuję komentarz internauty: „Masakryczny język artykułu. Pełno niepotrzebnych
słów, błędów stylistycznych, ukwieceń i powtórzeń. Nie do zaakceptowania na
poziomie *. Wstyd panowie. Rozumiem, ze pisał to miłośnik MMA, ale jego też
obowiązuje znajomość języka. Oczywiście, gdy chce pisać artykuły prasowe”.
Co
najbardziej nie spodobało się autorowi komentarza? Jest w czym wybierać:
„szedł po duszenie”, „udało mu się przywrócić walkę do klinczu”, „występowała
jednak nieaktywność, wobec czego sędzia podniósł stracie do stójki”, „jak się
okazało, tylko na chwilę, ponieważ za chwilę…”.
Tytułu wymyślać nie
musiałem – pani Aleksandra podsunęła.
*
Tu padła nazwa portalu, którą wielkomyślnie przemilczam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz