czwartek, 14 lipca 2016

Znokautowany język polski

Zarzut pójścia na łatwiznę będzie uzasadniony. Pani Aleksandra Jasieńska podsunęła mi dwa teksty, z którymi poza Ctrl+C i Ctrl+V naprawdę nie trzeba nic robić, aby było śmiesznie (co nie znaczy, że wesoło). Pokusie skopiowania i udostępnienia w całości jakoś się oparłem, jednak ze znęcania się nad autorami nie zrezygnowałem.

Oba teksty dotyczą czegoś, o czym nigdy nie napiszę, że to sport. Mam świadomość, że mogę się narazić na przykład Joannie Jędrzejczyk, ale nie będę zmieniał poglądów na potrzeby tego felietonu. Wracajmy jednak do rzeczy – autor tekstu wskazanego przez panią Aleksandrę donosił, że „Joanna Jędrzejczyk udanie obroniła tytuł”. Odetchnąłem z ulgą, bo gdyby obroniła nieudanie – lub udanie nie obroniła – byłoby mi przykro i być może dalej już bym nie czytał.
Atmosfera musiała być bardzo napięta, ponieważ „żadna z zawodniczek nie podała sobie ręki przed rozpoczęciem starcia”. Sobie, a co dopiero rywalce. Gdy walka już się zaczęła, Polka musiała się bronić, bo natychmiastowo doskoczyła do niej Brazylijka”. Trochę się panie potarzały po podłodze – a niech mu, autorowi, będzie, że w parterze – lecz „starcie szybko powróciło do stójki”.
Gdy przeczytałem, że Polka coś tam wykorzystała, „zadając kilka mocnych uderzeń w swojej płaszczyźnie”, zacząłem się poważnie zastanawiać nie tylko nad skasowaniem tego wpisu, lecz także porzuceniem blogosfery na zawsze. Podejmę jednak to ryzyko w nadziei, że nie mam wspólnej płaszczyzny z Joanną Jędrzejczyk.
„Automatycznie z rozpoczęciem drugiej odsłony Gadelha ruszyła do przodu”. Brawo dla trenera, że tak zaprogramował swoją zawodniczkę. Inni szkoleniowcy tłumaczą, wyjaśniają, powtarzają, przypominają, a one i tak robią wszystko po swojemu. Tymczasem Gadelha, proszę bardzo, rusza jak automat. Co na to Jędrzejczyk? Żeby (oczywiście udanie!) obronić tytuł, po przerwie „zaczęła wcielać w życie porady swojego narożnika”.
Im bliżej końca walki, tym Brazylijka „przyjmowała coraz większą ilość ciosów”. Czy od autora tak wybitnego utworu dziennikarskiego powinienem wymagać odróżniania rzeczowników policzalnych i niepoliczalnych? Jeśli nie, to przepraszam. Wracamy do relacji. Gadelha „nie robiła dosłownie nic, aby zwyciężyć tę rundę”. Przypomnę, że zwyciężyć (pokonać) można przeciwnika, natomiast rundę wygrać.
Zanim podam kilka przykładów wyjętych żywcem z drugiego tekstu nadesłanego przez panią Aleksandrę Jasieńską, przedstawię jej uwagi:
„Rozumiem, że to sport dla wybranych odbiorców, ale dlaczego także dla specyficznie dobieranych komentatorów? Taka grafomania powinna być ścigana z urzędu. Tylko nie wiem, czy dziś jest jeszcze jakiś urząd, który umiałby dostrzec głęboko antypolski wymiar akurat takiej działalności dziennikarskiej”.
Zamiast pisać odpowiedź dłuższą niż „Całkowicie się z panią zgadzam!”, zacytuję komentarz internauty: „Masakryczny język artykułu. Pełno niepotrzebnych słów, błędów stylistycznych, ukwieceń i powtórzeń. Nie do zaakceptowania na poziomie *. Wstyd panowie. Rozumiem, ze pisał to miłośnik MMA, ale jego też obowiązuje znajomość języka. Oczywiście, gdy chce pisać artykuły prasowe”.
Co najbardziej nie spodobało się autorowi komentarza? Jest w czym wybierać: „szedł po duszenie”, udało mu się przywrócić walkę do klinczu”, „występowała jednak nieaktywność, wobec czego sędzia podniósł stracie do stójki”, „jak się okazało, tylko na chwilę, ponieważ za chwilę…”.
Tytułu wymyślać nie musiałem – pani Aleksandra podsunęła.

* Tu padła nazwa portalu, którą wielkomyślnie przemilczam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz