czwartek, 23 kwietnia 2015

Herr motyl

Trudno być fanem języka niemieckiego, skoro motyl to Schmetterling. Co innego papillon, butterfly albo farfalla – przepraszam, że pomijam rodzajniki. Jestem akurat w Stuttgarcie, więc korzystam z okazji – siedzę przed telewizorem i porównuję. Już po dwóch meczach zostałem sympatykiem niemieckiego stylu komentowania zawodów sportowych.

W Polsce – chyba żadna stacja z TVP, Eurosportem i Canalem+ na czele – nie jest wolna od grzechu poufałości. Wszystko jedno, czy oglądamy biegi lub skoki narciarskie, turniej tenisowy albo rozmowy z piłkarzami po każdym meczu ligowym – zawsze słyszymy, że Justyna to, Kamil tamto, a Agnieszka siamto. Rozumiem, że dziennikarze blisko związani z konkretnymi dyscyplinami są po imieniu z Kowalczyk, Stochem, Radwańską i wszystkimi wielkimi polskiego sportu. Ale czy słuchacze i czytelnicy muszą o tym wiedzieć? W „Tenisklubie” przyjęliśmy zasadę, że – niezależnie od stopnia znajomości – z juniorami rozmawiamy na „ty”, natomiast ze sportowcami pełnoletnimi już na „pan” i „pani”.
To też jest efekt zalewającej nas fali anglicyzmów. W świecie anglosaskim wszyscy do wszystkich zwracają się per „you”. Źle jednak, że w Polsce temu słowu nadano tylko jedno znaczenie – „ty”. A są przecież jeszcze „wy”, „pan”, „pani”, „państwo”...
W Wielkiej Brytanii nigdy nie słyszałem, aby komentator BBC pozwalał sobie mówić o Murrayu po prostu Andy – nie, zawsze pada imię i nazwisko, samo nazwisko albo narodowość tenisisty. Tak samo jest w Niemczech. Gdy we wtorek Bayern rozbijał Porto, goli nie strzelali jacyś Thiago, Jerome, Robert, Thomas, Jackson i Xabi, lecz Alcantara, Boateng, Lewandowski, Mueller, Martinez i Alonso.
Jeszcze bardziej zgrzyta, kiedy po meczu reporter lub reporterka rozmawia z piłkarzem, konsekwentnie zwracając się do niego na „ty”, ten zaś odpowiada w grzecznej formule „pan”, „pani”. Czyż nie jest to dobry przykład dysonansu?
Wszelkiego rodzaju teleturnieje, konkursy radiowe i rozmowy na antenie z widzami i słuchaczami to już szczyt nie tylko braku kultury, ale wręcz zwykłego chamstwa. Kilka tygodni temu słyszałem, jak starsza pani zatelefonowała do radia w imieniu wnuka, który chciał coś wygrać. Prowadzący audycję dopytał o imię kobiety (niech jej będzie Barbara), a potem z uporem godnym dużo lepszej sprawy jechał tą Basią chyba przez minutę, mimo że rozmówczyni nie zgodziła się na tę konwencję, za każdym razem zwracając się do prezentera „proszę pana”.
Jeżeli godzimy się (ja raczej niechętnie) na „tykanie” sportowców, telewidzów i słuchaczy, to przygotujmy się na to, że narciarz, piłkarz czy tenisista zwróci się kiedyś do dziennikarza z pytaniem: – Marku, Przemku, Darku, Jacku... Dlaczego wasi koledzy nie rozmawiają w tej konwencji z politykami? Chętnie byśmy usłyszeli, co mają do powiedzenia Bronek, Ewa i Jarek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz