czwartek, 29 stycznia 2015

Jeszcze półtorej litra i budzić adiunktkę

Nie będę się wypierał – jestem seksistą, ale umiarkowanym. Umiarkowanym być może dlatego, że od lat przyjaźnię się z orędowniczką ruchu gender, a z jego hmm… (niech już tak jej będzie) ideolożką zdarzyło mi się niedawno pić wino. Okazja była świąteczna, więc nie rozmawialiśmy o języku.

Szkoda, bo tak bez powodu trochę głupio mi było zapytać, dlaczego ma być „premiera” (nie pierwsze przedstawienie sztuki lub pokaz filmu, lecz prezes, a może „prezeska” Rady Ministrów), „ministra” (w mianowniku, nie w dopełniaczu) albo „marszałkini”, jeśli pani profesor X, Y, Z lub nawet Ś wcale nie nalega, aby tytułowano ją „profesorką”. A może coś przeoczyłem? Właśnie „profesorka”, chyba przyznacie?, zabrzmiałaby i nieco protekcjonalnie, i całkiem deprecjonująco dla wykładowcy akademickiego.
Jeżeli jeszcze kogoś nie przekonałem, że eksperymenty na żywym języku prowadzą donikąd, to proponuję zabawę. Weźmy nazwy kilku zawodów i doróbmy do nich wersję żeńskorodzajową: drukarz, tokarz, szlifierz, pilot, marynarz... Szkoda czasu, żeby dalej wymieniać. Żadna feministka, nawet wojująca, a wykonująca jeden z tych zawodów, nie przedstawi się przecież „Dzień dobry, jestem drukarką/szlifierką/marynarką” (niepotrzebne skreślić).
Już słyszę, że te przykłady wybrałem nie tyle tendencyjnie, co wręcz prowokacyjnie. Nie zaprzeczam, a w zanadrzu mam coś jeszcze. Czy ktoś potrafi płynnie wymówić słowo „adiunktka”? Gdyby się przyjęło, mogłoby zastąpić chrząszcza brzmiącego w trzcinie lub szosę suchą w czasie suszy jako praktyczny egzamin trzeźwości języka (tu w znaczeniu części ciała). Staruszek – staruszka, staruch – starucha, ale kogo dodać do pary poczciwemu starcowi? Nie mam pojęcia. A mędrcowi? Gdybym się nie bał, zapronowałbym mądralę...
Uzbierało mi się także trochę argumentów przeciwko opinii, jakoby polszczyzna cierpiała na odchylenie męsko-szowinistyczne. To nic, że czasem błędnie nadaje się niektórym rzeczownikom rodzaj żeński, ale liczą się dobre chęci. Pierwszy przykład podsuwają dziennikarze sportowi. Przyznaję, że zanikający, ale nadal się zdarza. „Zawisza nie była na ostatniej pozycji” – przekonywał mnie komentator. Gdyby Zawisza była kobietą, zapewne zajmowałaby zasłużoną pierwszą pozycję. Ponieważ jednak nazwa klubu pochodzi od mężczyzny, to ostatnie miejsce wydaje się najbardziej odpowiednie.
Dziennikarze sportowi, mówiąc o gwiazdach, mają na myśli osoby wybitne w danej dyscyplinie. Inni są bardziej dosłowni. Nie powiem, że przyziemni, bo rzecz dotyczy badania kosmosu. Na pewno nie tylko ja słyszałem w telewizji o wystrzeleniu „kolejnej satelity”.
Na koniec zostawiłem sobie przykład świadczący o tym, że my, mężczyźni (niestety nie wszyscy), zanim jeszcze usłyszeliśmy o feminizmach, genderach i parytetach, już szliśmy im naprzeciw. Niektórzy z nas mówią, że coś się stało „półtorej roku” temu. Albo jakiś bramkarz nie puścił gola już od „półtorej meczu”. Ba, bylibyśmy skłonni wypić – za co panie tylko chcecie – nawet „półtorej litra”, oby tylko nikt już od drzwi nie kazał nam odmieniać „adiunktki” przez wszystkie przypadki.


7 komentarzy:

  1. Rodzaj żeński słowa kierowca: kierowczyni - ta wersja jest od pewnego czasu forsowana przez dziennikarzy radiowych z miasta na P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnoscia przeczytalem tekst. Madry i smieszny. Nie czesto to idzie w parze.
    Jesli chodzi o meritum: w feminizmie (ktorego zreszta nie zglebiam) dziwi mnie cos innego, nie tylko problemy z jezykiem. Mianowicie niedouczenie i zla wola wyznawcow tej idei.. Pare razy szlyszalem z ich ust np., ze katolicyzm (zwlaszcza w polskim wydaniu, a jestem polskim katolikiem) jest przeciw kobiecy.
    Otoz od czasu do czasu lubie przeczytac kilka zdan ze slynnej ksiazki Karola Wojtyly "Milosc i odpowiedzialnosc", ktora juz wiele lat temu przestudiowalem. Teraz wracam do niej tylko dla lekkiej dezynfekcji mozgu.
    Wczoraj mianowicie otworzylem podrozdzial "Problem malzenstwa i wspolzycia". Przecieralem oczy po raz kolejny: tak glebokiego szacunku dla kobiety nie widuje nigdzie. Radze wiec szanowym feministkom przeczytac go i zastanowic sie co mowia. Najlepiej niech przeczytaja cala ksiazke. A wtedy zapewne zrezygnuja z feminizmu, a zaczna doceniac kobiety, matki, zony, corki, wnuczki itp. we wszystkich ich szlachetnych rolach spolecznych.
    Dla tych seksistek zupelnie niezorientowanych wyjasnie: Karol Wojtyla to kaplan polskiego katolicyzmu, ktory byl kardynalem w Krakowie i profesorem filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a potem papiezem w Watykanie. (Watykan to stolica katolikow.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja mogę odpowiedzieć? Blog jest o języku, nie o feminizmie, więc czuję się (przez samego siebie) zwolniony zarówno ze zgadzania, jak i niezgadzania się.

      Usuń
  3. Tendencyjnie, oczywiście, Redaktor dobrał przykłady! Traktując ten wpis jako głos w dyskusji wrzucę taki wątek: sprzątaczka, kucharka, szwaczka, służąca, pielęgniarka i opiekunka, nauczycielka czy sprzedawczyni - tu żeńskie końcówki nie rażą oczu i uszu Redaktora, bo jest przyzwyczajony, także dzięki przepełnionej stereotypami edukacji, że kobiety pełnią funkcje podrzędne i wykonują prace najsłabiej opłacane. A gdy chcą pilotować odrzutowe samoloty, prowadzić badania naukowe, budować mosty albo kierować ministerstwem czy całym rządem to już nie mają prawa do żeńskiej końcówki, bo śmiesznie brzmi, prawda? Żeńskie nazwy zawodów i funkcji oraz żeńskie końcówki są potrzebne. Gdyby nie były, po cóż w naszym języku funkcjonowałaby sekretarka lub pokojówka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się nie wypieram, że przykłady były tendencyjne! Nie mogę jednak zgodzić się, że nie rażą moich oczu i uszu tylko żeńskorodzajowe końcówki nazw zawodów "podrzędnych". Nie jest przecież takim zawodem lekarka, artystka, prawniczka, uczona ani tym bardziej nauczycielka, a one też mnie nie rażą.
      Język to część dziedzictwa narodu i nie należy na siłę czy sztucznie wpływać na tempo jego rozwoju. Jeśli jakieś nowe formy mają się kiedyś przyjąć, to na pewno się przyjmą - bez względu na opór, jaki będą stawiali konserwatyści, czy zapał, z jakim liberałki (to dowód dobrej woli) będą chciały przyspieszyć ten proces.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. Na siłę nie, ale krok po kroku. Sto lat temu słowo "studentka" brzmiało dziwnie, bo przecież pierwsze studentki pojawiły się na Uniwersytecie Jagielońskim dopiero pod koniec lat 90. XIX wieku, czyli z grubsza licząc 530 lat po utworzeniu tegoż zacnego przybytku nauki. "Aktorka" dziś też nikogo nie razi, a przecież przez wieki to słowo nie istniało, jeszcze w czasach Szekspira role kobiece grali mężczyźni... Zatem nie na siłę, stopniowo, ale odważnie! I bez wyśmiewania :-)

      Usuń